Cookie

czwartek, 3 kwietnia 2014

6

Dzisiejszy dzień zapowiadał się świetnie. Lekcje miałam bardzo krótko, a jeszcze lepsza była świadomość tego, że kolejne popołudnie spędzę w towarzystwie Bruna. Rano jak zwykle napisał mi ''miłego dnia'', ale nie zapytał się już kiedy kończę. Hmm...dziwne. Przed moim wyjściem zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że dzisiaj później wróci oraz żebym sobie odgrzała obiad jak zgłodnieję.
Kiedy szłam spotkałam Anię i razem poszłyśmy do szkoły. Po drodze rozmawiałyśmy o planach na wakacje i o tym, w co się ubrać na zakończenie roku itp. W tym roku opuszczamy dotychczasową szkołę, a z tej okazji dyrekcja zawsze organizuje wielką ceremonię i bal. Wszyscy idą w parach (nawet Ania z kimś idzie), a ja na razie nie mam z kim. Może z Brunem? Nie wiem czy się zgodzi, ale zapytać można.
 Pierwszą lekcją była literatura, na której omawialiśmy teksty o II-giej Wojnie Światowej, w tym tekst jednego polskiego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Utwór nosił nazwę ''Elegia o...(chłopcu polskim)''.
Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Sama nie wiem dlaczego, ale spodobał mi się ten utwór. Po lekcji literatury mieliśmy godzinę z
wychowawczynią, która swoją wiadomością każdemu poprawiła humor, a mianowicie jutro nie mamy lekcji. Chłopacy, jak to chłopacy od razu wybuchli radością, z czego dziewczyny tylko się śmiały. Po lekcji
odebrałam teksty piosenek na zakończenie roku, bo jednak zadecydowałam o tym, że mogę śpiewać
(Bruno mnie namówił ) i kierowałam się w stronę wyjścia, gdy ktoś mnie zawołał. Był to Kacper- mój
kolega, który też uczy się w szkole muzycznej. Przekazał mi nuty na orkiestrę i pobiegł szukać kolejnych
osób, którym miał coś do przekazania. W końcu wyszłam ze szkoły. Wraz z przekroczeniem progu
poczułam żar słońca i lekki wiaterek.
Jednak rano nie myliłam się myśląc, że Bruno nie mógłby mnie wystawić do wiatru. Stał tam, gdzie wczoraj i machał do mnie. Odmachałam mu i ruszyłam w jego stronę. Wiecie coś w nim jest magicznego.
Za każdym razem kiedy mnie zobaczy, od razu pojawia się uśmiech na jego twarzy.
Coś jakby za sprawą magicznej różdżki. Przywitałam się z nim przytuleniem i buziakiem w policzek, on też
mi dał buziaka. Robiąc to był zadowolony jak małe dziecko.
- Co tam Brunito?- powiedziałam uśmiechnięta.
- Ktoś tu ma dobry humor widzę.
- A ma, bo się spotyka z ulubioną osobą.
- Spotykasz się dzisiaj z kimś?- zapytał przerażony.
- Z Tobą głuptasie.- powiedziałam i sprzedałam bu kuksańca w ramię.
- To to ja wiem.- powiedział na obronę swojej godności.
- Tak, tak.- powiedziałam śmiejąc się.
- To co, idziemy do Ciebie zanieść ciężką torbę i lecimy do mnie tak?- zapytał, a raczej stwierdził zabierając moją ''ciężką'' torbę.
- No tak.
- A co tutaj masz?- wskazał na plik kartek, które trzymałam w ręce.
- Nuty na orkiestrę i teksty piosenek.- powiedziałam pokazując pierwsze lepsze nuty.
- Masz koncert?- zapytał zaciekawiony.
- No mamy w szkole galę zakończenia roku, a potem bal, na który nie wiem czy pójdę i na tej gali mam coś zaśpiewać w ramach programu artystycznego.- powiedziałam.
- Jak to nie wiesz czy pójdziesz?- zapytał zdziwiony.
- Bo nie mam z kim.- odpowiedziałam smutno.
- Jeśli chcesz mogę iść z Tobą.- odpowiedział z nadzieją.
- Nie chcę Cię ciągnąć na siłę, bo nie mam z kim iść. Jeśli nie chcesz to nie ma problemu.
- A ja właśnie chcę iść, więc pozwól mi być Twoim partnerem na bal.- znów zrobił te oczka
(coś w podobnie tego kota z Shrek'a).
- No skoro tak twierdzisz, to dobrze.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Hurra.- zawołał, a ja zaczęłam się śmiać.
Kiedy byliśmy pod moim domem Bruno dał mi plecak i poczekał na mnie. Ja tylko wpadłam do domu,
zaniosłam ''ciężką'' torbę do pokoju i zeszłam na dół. Bruno stwierdził, że szybko mi to zajęło, po czym
poszliśmy do jego domu. Był ogromny, znacznie większy od mojego i za razem bardzo przytulny. W domu
był tylko jego starszy brat- Eric, któremu Bruno mnie przedstawił i który stwierdził, że jego brat ma fajną
dziewczynę. Na to razem z Brunem zareagowaliśmy śmiechem. Bruno zaprowadził mnie do swojego pokoju i po chwili przyszedł z dwoma koktailami.
- Sam je zrobiłeś?- zapytałam lekko zdziwiona.
- Tak, a co boisz się, że Cię otruję?- zażartował.
- Nie, bo Ci ufam.
Kiedy to wypowiedziałam Bruno spojrzał mi prosto w oczy i się uśmiechnął. Za chwilę obudził się z transu i podał mi szklankę, pełną truskawkowego musu. Opróżniliśmy je szybko, po czym Bruno namówił mnie na
tańczenie na kinect'cie. W którymś z tańców, wpadliśmy na siebie i Bruno zaczął mnie łaskotać, na co ja
odpłaciłam mu tym samym. Po chwili leżeliśmy na ziemi i jak dzieci tarzaliśmy się ze śmiechu. Z Brunem było tak beztrosko, przy nim czułam się świetnie. Nie musiałam nikogo udawać, ani być ciągle poważna,
po prostu w jego towarzystwie było mi najlepiej. Po około godzinie ruszyliśmy w stronę mojego domu, bo
Bruno nie mógł pozwolić, bym wracała sama i dobrze mi z tym. Kiedy byliśmy pod moim domem
zaprosiłam go do siebie jeszcze na chwilę, a on zgodził się. Przysiedliśmy sobie w salonie na kanapie i tak
siedzieliśmy, aż Bruno rzucił:
- Masz piękne oczy.
- Yyy...Dziękuję ty również.- spojrzałam w jego oczy i poczułam, że są dla mnie całym moim światem.
Zrozumiałam, że dla mnie nie jest tylko przyjacielem, ale też bratem, którego nigdy nie miałam. Zrozumiałam, że go kocham i to nie zwykłe ''zakochanie'', ale coś innego, czułam to dopiero pierwszy raz.
To było piękne, chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Nagle z zamyśleń wyrwało mnie pytanie Bruna.
- Kiedy masz ten bal?
- W przyszłą Środę o 17:00.
- Czyli byśmy wychodzili tak o 16:00 tak?
- No chyba tak, a co nie możesz?- zapytałam ze strachem.
- Nie, no co ty. Gdybym coś miał, to bym to przełożył. Skoro obiecałem Ci, że pójdziemy to Cię nie
zawiodę.- spojrzałam w jego oczy, widziałam w nich szczerość.
- Dobra, będę się już zbierał, bo zaraz przyjedzie twoja mama i jeszcze się mnie wystraszy.- zaśmiał się.
- Hahaha, przestań. Nie wystraszy się.- powiedziałam.
- Ale już będę iść. Zadzwonię do Ciebie jutro, dobrze?
- Dobrze, jutro nie mam lekcji to dzwoń kiedy chcesz.
- Do zobaczenia jutro Paulina.- powiedział, po czym dał mi buziaka w czoło i wyszedł.
- Pa Bruno.- rzuciłam kiedy był przy drzwiach.
Jeszcze chwilę posiedziałam na kanapie i myślałam o tym, czy naprawdę kocham Bruna, potem zrobiłam
sobie zapiekanki i wzięłam kąpiel. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
__________________________________________________________________________________Trochę się rozkręcam. Miałam wolną chwilkę, to dodaję. Dziękuję za komentarze (to dzięki nim wstawiam to dzisiaj, a nie w piątek). Jeśli się postaracie z komentarzami to w piątek/sobotę dodam kolejny :) A teraz
dziękuję za uwagę i miłego dnia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz